Nie zapomnijcie złożyć też życzeń urodzinowych naszemu kochanemu Louisowi. Ja sama życzę mu by dalej spełniał marzenia i robił to co kocha. By dalej miał tak wspaniałych przyjaciół i dziewczynę, szczęścia w miłości.
A teraz zapraszam do czytania. Jest to mój pierwszy imagin ale liczę, że się spodoba.
Święta. Czas radości, miłości. Mieć jeszcze w taki dzień urodziny, można by pomyśleć, że nic lepszego być nie może. Podwójny powód do szczęścia. Niestety nie dla mnie. Możecie mnie uznać za wariata, jednak jeśli ktoś spędzał taki czas w samotności doskonale mnie zrozumie.
Powinienem jednak zacząć od początku. Nazywam się Louis Tomlinson i mieszkam w Londynie razem ze swoimi czterema przyjaciółmi. Razem tworzymy sławny boys band o nazwie One Direction. Mamy wiele fanów, których bardzo kochamy i którzy bez względu na wszystko zawsze nas wspierają. Wracając jednak do świąt. W ten dzień kończę 22 lata. Pomimo mojego wieku czasem zachowuję się jakbym miał połowę tych lat. Moi przyjaciele postanowili skorzystać z przerwy między koncertami i odwiedzić swoją rodzinę. Ja również miałem podobne plany niestety uniemożliwił mi je obficie padający śnieg. Niemożliwe było wydostanie auta i dojechanie gdziekolwiek. Pomyśleć, że mógłbym teraz spędzać czas w gronie rodzinnym i dzielić się prezentami, a tym czasem chodzę po zaśnieżonych uliczkach Londynu korzystając z chwilowego rozpogodzenia. Dokładnie nie wiedziałem jaki jest cel mojej podróży, jednak nie rozmyślając tak nad tym szedłem gdzie mnie nogi poniosą. A dokładniej, poniosły mnie do parku. Mimo zimnego powietrza i mrozu szczypiącego w nos, lubiłem oglądać zimowe krajobrazy. Drzewa i trawa delikatnie obsypane białym puchem. Piętrzące się zaspy i rozradowane maluchy urządzające wojnę na śnieżki i lepiące bałwany. Tym razem jednak było tu cicho i spokojnie. Gałęzie zmarzniętych drzew okalały, migające na różne kolory, lampki. Byłem tam sam... a może jednak nie. Przede mną szła pewna dziewczyna. Miała długie brązowe włosy przykryte puchową czapką, a zaróżowione policzki zakrywał niebieski szalik. Spojrzałem na nią w tym samym czasie co ona na mnie. Uśmiechnąłem się delikatnie co od razu odwzajemniła. Patrząc na mnie nie zauważyła zamarzniętej kałuży, przez którą po chwili leżała na zimnym, twardym gruncie. Zacząłem się śmiać i podbiegłem do niej. Ciągle chichocząc podałem jej rękę. Chwytając ją spiorunowała mnie wzrokiem jednak po chwili stojąc już na nogach również zaczęła się śmiać.
-Wszystko w porządku? - spytałem gdy się opanowaliśmy
-Tak, jest OK. Jestem Ros. - wyciągnęła rękę
-Louis - uścisnąłem ją z uśmiechem - Co ty na to byśmy poszli na kawę?
-Ale jest Wigilia, wszystko pozamykane.
-Możemy pójść do mnie jeśli ci to nie przeszkadza. - widać było że jest niepewna, ale w końcu kiwnęła głową i razem ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Gdy znaleźliśmy się już w ciepłym pomieszczeniu Ros usiadła w salonie, w trakcie gdy ja poszedłem przygotować kawę. Po paru minutach usiadłem koło niej podając jej gorący napój. Siedzieliśmy w ciszy go popijając. Coś jednak cały czas nie dawało mi spokoju.
-Ros, mogę o coś spytać?
-Jasne.
-Dlaczego nie spędzasz świąt z rodziną? - momentalnie posmutniała
-Wiesz tak się jakoś złożyło... moi rodzice zginęli kilka lat temu i został mi tylko mój starszy brat. Jednak on ma swoją rodzinę i mieszka za granicą. - na jej policzkach pojawiły się łzy
Przysunąłem się do niej i mocno przytuliłem.
-Przepraszam, nie chciałem.
-Spokojnie nie wiedziałeś. Przepraszam cię na chwilę ale muszę do łazienki. - wstała i skierowała się do drzwi.
W nich się jednak zatrzymała i spojrzała na mnie. Zaśmiałem się.
-Na górę, pierwsze drzwi po lewo.
-Dziękuję.
Przez parę minut siedziałem sam. W końcu jednak weszła do salonu przypadkowo strącając ze stolika kartkę. Podniosła ją i spojrzała na okładkę.
-Masz dzisiaj urodziny - spytała podając mi, jak się okazało, jedną z moich kartek urodzinowych.
-Tak, ale to nie ważne. - spuściłem wzrok
-Jak to nie ważne - usiadła koło mnie, chwytając moją dłoń - Każde urodziny są ważne. Poczekaj chwilę - pogrzebała chwilę w kieszeniach.
W końcu wyciągnęła niewielki breloczek z napisem "Be happy". Podała mi go.
-Wszystkiego najlepszego. Wiem, że to nic wyjątkowego ale on zawsze przynosił mi szczęście.
-Dziękuję. Jest wspaniały. Ros?
-Tak?
-Wierzysz w magię świąt? - zdziwiła się lekko ale kiwnęła głową.
Wtedy zbliżyłem się do niej i złożyłem na jej ustach delikatny ale czuły pocałunek, który po chwili odwzajemniła.
-Ros, wiem, że to może głupio zabrzmieć ale spodobałaś mi się od początku. Może i nie znamy się za długo jednak myślę, że się w tobie zakochałem. Proszę... czy zostaniesz moją dziewczyną?
-Tak - uśmiechnęła się przytulając mnie mocno
-Breloczek chyba właśnie przyniósł mi szczęście z małą pomocą magii świąt - zaśmialiśmy się i do końca wieczora razem rozmawialiśmy co chwila obdarowując się całusami.
Kto by pomyślał, że najgorsze święta przerodzą się w najbardziej niezapomniany i najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Dzień, w którym w końcu poznałem prawdziwą miłość.
" Nigdy nie uwierzyłabym, że ty też mnie pokochasz. I wiesz co? Dziękuję ci za to, że zmieniłeś moje życie"
Jeszcze raz: Kocham Was ~~Torri :*
Fajne xx
OdpowiedzUsuń