czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 12

(jeśli chcecie włączcie sobie to.)

-Prosimy zapiąć pasy. Za chwilę podchodzimy do lądowania.
   
           Co ja w ogóle robię? Przyleciałem do Polski nie znając ani słowa w tym języku. Nie wiem gdzie mam szukać mojej dziewczyny. Teraz jednak nie mogę się wycofać. Gdy tylko opuściłem lotnisko na mojej głowie znalazł się kaptur a na oczach ciemne okulary. Nie chciałem by ktoś mnie rozpoznał, nie teraz. Powoli szedłem uliczkami tego spokojnego miasta. Uważnie się rozglądając miałem nadzieję, że może dopisze mi szczęście i gdzieś tędy będzie przechodzić brunetka. Niestety jak na razie moje poszukiwania były nieskuteczne. Naprawdę zwariowałem. Mogłem do niej zadzwonić a teraz jak na złość rozładował mi się telefon. Po jakiejś godzinie coś sobie uświadomiłem. Gdyby nie fakt, że nie chcę się rzucać w oczy pewnie przyłożyłbym sobie z ręki. Dlaczego wcześniej sobie tego nie przypomniałem. Szybko ruszyłem w stronę kiedyś mi podanego adresu. Podczas jednej z naszych rozmów Keith opowiadała mi o swoim dawnym domu. Jak wyglądał, adres, okolica itp. Po paru minutach już stałem pod, mam nadzieję jej domem. Zauważyłem również, że szczęście mi dziś nie dopisuje ponieważ gdy pukałem, dzwoniłem to nikt nie odpowiadał. Drzwi również były zamknięte więc zrezygnowany odwróciłem się i już miałem odchodzić gdy zobaczyłem ją. Wychodziła z mieszkania na przeciw. Gdy mnie zobaczyła stanęła jak wbita w ziemię i z niedowierzaniem wpatrywała się we mnie.


***Oczami Keith***

             Obudziłam się dość wcześnie. Dokładniej była godzina 9:00. Pomimo tego jak późno udało mi się zasnąć byłam naprawdę wyspana. Szybko wstałam po czym przeszłam do łazienki. Długi prysznic do końca mnie rozbudził jak również choć na chwilę pozwolił zapomnieć o zmartwieniach. Gdy opuściłam kabinę wszystko znów skumulowało się w jedną myśl... w jeden ból.
Podeszłam do walizki i powoli przeszukiwałam ją w poszukiwaniu czegoś do ubrania. Gdy już się zdecydowałam założyłam to na siebie i wyszłam z pokoju. Następnie skierowałam się w stronę domu mojej byłej sąsiadki. Chciałam by choć trochę mi opowiedziała o tym co dokładnie się tu wydarzyło. Zapukałam cicho do drzwi i po chwili otworzyła mi staruszka. Na mój widok lekko się uśmiechnęła a następnie wpuściła do mieszkania. Obie przeszłyśmy do salonu. Bez słowa usiadłyśmy na kanapie.

-Napijesz się czegoś kochana?-  przerwała ciszę
-Nie, dziękuję. Chciałam tylko spytać... co się właściwie stało  z moją mamą- nie mogłam powstrzymać drżenia w głosie

         Kobieta posmutniała. Odwróciła głowę i przez dłuższy czas nad czymś rozmyślała. Nie chciałam jej przerywać. Wiedziałam, że musi zebrać myśli. Na pewno nie jest jej łatwo o tym mówić. Wzięła jeszcze głęboki wdech zanim zaczęła.

-Nie wiem czy wiesz ale twoja mama miała pewne problemy.
-Jakie problemy, nigdy nic nie mówiła.
-Nie chciała ciebie... was martwić. Zapewne dowiedziałaś się, że twój ojciec gdy odchodził od Jean zabrał ze sobą Olivie.- pokiwałam głową- uważał, że nie jest gotowa na bycie matką. Mała wtedy dopiero 19 lat. Dwa lata później gdy urodziłaś się ty chciał również ciebie jej odebrać. Jednak wtedy Jean się postawiła. Powiedziała, że nie odda swojego dziecka i skoro on nie pozwala jej widywać się z Olivie nie zobaczy ciebie. Między innymi dlatego nigdy nie słyszałaś o swojej siostrze ani nie widziałaś ojca. Ze tego co słyszałam Olivie przeprowadziła się do Londynu rok przed tobą a o waszym ojcu słuch zaginą. Jean myślała, że odpuścił, że zostawi ciebie i ją w spokoju. Jednak się myliła. Niestety nie wiem co dokładnie się stało jednak słyszałam od twojej matki, że Jack ( imię ojca dziewczyn) wrócił do miasta. Wiele  razy widziałam jak się kłócą i tak często widoczne siniaki na skórze Jean nie utwierdzały mnie w pozytywnych myślach.
-B... bił ją?- zapytałam łkając
-Prawdopodobnie choć ona nie chciała tego przyznać. Zabroniła mi również o tym komukolwiek mówić. Jednego dnia poszłam do niej. Od rana miałam jakieś niepokojące przeczucie a wtedy Jean nie odzywała się cały dzień. Przeszłam więc do niej. Nie znalazłam nikogo w żadnym z pokoi. Gdy została mi jeszcze sypialnia... weszłam do niej i zobaczyłam ją leżącą na łóżku... bladą... 
-Proszę niech pani już nie opowiada. Wiem co się dalej działo.- byłam roztrzęsiona zresztą moja towarzyszka również

          Jak to możliwe. Zawsze myślałam, że mój ojciec to dobry człowiek. Fakt zostawił nas ale nie sądziłam,że jest w stanie podnieść rękę na kobietę... na swoją żonę... matkę swoich dzieci. Jednak coś mi nie pasowało w tej całej historii.

-Proszę pani?- spojrzała na mnie- ale coś się nie zgadza. Mój ojciec odszedł po narodzeniu Olivie- kiwnęła głową- dwa lata przede mną- chyba rozumiała już do czego zmierzam ponieważ jej twarz przybrała bliżej nie określony wyraz- więc nie możliwe jest by był moim ojcem. Nie było go w tedy. W... więc kto nim jest? Czy moja mama miała...- nie skończyłam- chyba powinnam już pójść- kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem

          Łzy powoli skapywały po moich policzkach gdy wybiegłam z domu. Chciałabym móc się do kogoś przytulić. Chciałam mieć przy sobie...

-Niall.- szepnęłam gwałtownie stając i wpatrując się w chłopaka naprzeciw

           Nie mogłam uwierzyć. Co on tu robił? Przez chwilę po prostu obserwowałam go lecz po chwili z delikatnym uśmiechem rzuciłam się na niego. Jego ramiona otoczyły mnie w pocieszającym uścisku. Słona ciecz znów spływała tym razem mocząc koszulkę Horana.

-C... co ty tu robisz?
-Lepsze pytanie by było dlaczego mi  nie powiedziałaś.
-Nie chciałam cię martwić. I tak masz swoje zmartwienia.
-Ale nie są one ważniejsze od twoich. Proszę cię mów mi o takich rzeczach. A właściwie to czemu teraz płaczesz?
-Później ci opowiem. To nie jest najlepsze miejsce na wyjaśnienia. Chodźmy do hotelu.
-Hotelu?
-Wszystko ci wyjaśnię.


***

-... dlatego wybiegłam z tam tond zapłakana. To było o jedną wiadomość za dużo.- skończyłam swoją wypowiedź głębokim westchnięciem
-Przepraszam cię.- spojrzałam na chłopaka którego oczy niebezpiecznie się zaszkliły.

-Za co?
-Nie było mnie przy tobie gdy mnie potrzebowałaś. Cierpiałaś a ja znów cię zawiodłem.
-Niall... ty mnie nigdy nie zawiodłeś. To ja ci nie powiedziałam. To moja wina.
-Keith...
-Nie gadaj głupot. Jesteś teraz przy mnie i to jest najważniejsze- uśmiechnął się delikatnie
-Kocham cię wiesz?- spytał
-Wiem, ja ciebie też.- przytulił mnie do siebie i lekko pocałował w policzek
-Chcę wrócić do Londynu, do domu.
-Szkoda, liczyłem, że pokarzesz mi miasto- zażartował

           Zaśmiałam się z jego komentarza i mocniej wtuliłam.

-Jak chcesz to samolot jest po południu
-Dziękuję.- delikatnie złączyłam nasze usta- a miasto jeszcze kiedyś zobaczysz- powiedziałam a chwilę później zasnęłam wtulona w mojego Irish Boy'a...


~.~


Taki króciutki mi wyszedł. Liczę, że się spodoba choć trochę mi nie wyszedł zwłaszcza początek. Jednak zdjęcie podoba mi się najbardziej z całego rozdziału (XD). Wiem, że tego nie przeczytają, ale chcę pogratulować chłopakom nagrody za Best Video oraz Global Success. Naprawdę zasłużyli. ;)

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 11

          Od tego okropnego momentu minęły już trzy dni, a obraz zeschniętej, czerwonej plamy nadal widniał mi przed oczami. Dzisiaj jest pogrzeb. Ostatnie pożegnanie, ostatniej bliskiej mi osoby. Nadal to do mnie nie dociera. Znaleziony przeze mnie łańcuszek nieustannie wisi na mojej szyi. Przypomina mi o tym co straciłam, przypomina mi o mamie. 

          Przyszykowane ubranie leżało na łóżku w czasie gdy ja brałam szybki prysznic. Chciałam by choć trochę woda zmyła zmartwienia, smutek, problemy. Szkoda, że nie ma teraz przy mnie Nialla. Tylko czemu miałby być. Blondyn pewnie szykuje się do koncertu i nawet nie wie, że tu jestem. Według niego siedzę teraz w Londynie. Dzwonił kilka razy. Martwił się i dopytywał ale mu nie powiedziałam o co chodzi, wykręcałam się. Dlaczego? Nie wiem. Może nie chciałam go martwić i tak ma już swoje problemy po co mu jeszcze moje.
          Stałam przed budynkiem z obawą patrząc na drzwi kaplicy. Bałam się tam wejść. Zobaczyć ją bladą, zimną... martwą. Na samą tą myśl łzy gromadziły się pod powiekami. Zacisnęłam oczy. Nie płacz nie teraz, nie tu. 

-Nie martw się teraz jest szczęśliwa.- podskoczyłam ze strachu na dźwięk głosu mojej sąsiadki

          Pani Sinkler. Była dla mnie jak babcia której zresztą nigdy nie miałam. Można powiedzieć, że była również przyjaciółką mojej mamy.

-J- jak to "teraz". Wcześniej niebyła?- spojrzała na mnie smutno
-Później moje dziecko.- powiedziała i udała się w stronę wejścia do kaplicy

         Chwilę potem ja również ruszyłam w tamtą stronę. Po dwu godzinach ceremonia dobiegła końca a moją rodzicielkę pochowano. Pod koniec nie panowałam już nad łzami które skapywały po policzkach. Teraz musiałam iść na odczytanie testamentu. Zaprowadzono mnie do jakiegoś gabinetu w którym miałam poczekać na prawnika. Po paru minutach wszedł do środka i zajął miejsce za biurkiem.

-Witam. Pani jest pewnie Katherina Scott.
-Tak to ja. Umm... czy czekamy jeszcze na kogoś- spytałam ponieważ nie wiedziałam o nikim więcej
-Aa.. tak. Jeszcze powinna się tu zjawić panna Olivie Scott.
-Olivie Sco... ale kto to jest? Nic mi nie wiadomo o żadnej Olivie. 
-Panna Scott, jak wynika z zapisów jest drugą córką panny matki.

          Córką czyli, że mam siostrę. Dlaczego nigdy o niej nie słyszałam, nie widziałam jej. Całe życie mi mówiono, że jestem jedynaczką a teraz dowiaduję się, że mam siostrę. Jak to możliwe żeby...

-Dzień dobry.
-A witam, witam.Proszę usiąść.

           Miejsce obok mnie zajęła dość wysoka blondynka. Na oko miała z 19-20 lat. Była naprawdę ładna i w ogóle do mnie nie podobna. Nie wyglądamy jak spokrewnione.

-Umm, cześć ty pewnie jesteś Olivie. Moja siostra.
-Tak to ... czekaj co. Siostra?
-Tak też mnie to zdziwiło Jestem Keith.
-Miło cię poznać... siostrzyczko
-Dobrze skoro poznawanie się mamy z głowy to  może przejdziemy do konkretów.
-Tak oczywiście przepraszamy- odparłyśmy zawstydzone

          Gdy zaczęło się czytanie nagle cała szara rzeczywistość ponownie na mnie runęła. Okazało się, że mama zapisała nam obu dom w Polsce. Również nie małą sumę pieniędzy podzieliła równo między nas dwie.
Po pół godzinie obie wyszłyśmy na świeże powietrze. Zmęczone usiadłyśmy w parku.

-Jak to jest, że się wcześniej nie spotkałyśmy.
-Nie wiem. To znaczy, do osiemnastki mieszkałam z ojcem w Los Angeles, a dwa lata temu przeniosłam się do Londynu.
-Serio ja też tam  mieszkam. Przeprowadziłam się tam jakiś rok temu.
-Czym się zajmujesz? Tak na co dzień.
-Normalnie jestem tancerką ale czasami pomagam również w schronisku. A ty?
-Ja studiuję psychologię. Aktualnie jestem na trzecim roku.
-Wow. Kiedyś interesował mnie ten zawód ale stwierdziłam, że raczej się do tego nie nadaję.- zaśmiała się  tylko.

          Bardzo miło się z nią rozmawia. Jednak musiałyśmy się już rozstać. Olivie miała wieczorem samolot z powrotem do Londynu. Wymieniłyśmy się numerami i obiecałyśmy jeszcze kiedyś spotkać.


***Oczami Nialla***

           Nareszcie w domu. Okazało się, że w jakimś mieście odwołano koncerty z powodów technicznych więc mieliśmy jakiś tydzień wolnego. Ucieszyłem się na tą wieść. Wiedziałem, że znów będę mógł zobaczyć Keith. Poczuć jej dotyk, zapach... smak jej słodkich ust. Jednak gdy przyszedłem do niej nikt nie otworzył. Drzwi były zamknięte. Na szczęście ona zawsze chowała klucz pod wycieraczką. Uchyliłem powoli drzwi i ruszyłem wolnym krokiem do salonu. Pusto. Jednak na stole zauważyłem jakąś kartkę. Wziąłem ją do ręki i zacząłem czytać.
"Droga panno... bla bla o śmierci matki... bla bla pogrzeb... testament..."
O co tu chodzi? Jej matka nie żyje? Wtedy mnie olśniło. To by wyjaśniało jej zachowanie. Płacz, nieobecność tutaj. Była w Polsce i z tego co przeczytałem dzisiaj była ceremonia. Znów ją zawiodłem. Nie byłem  przy niej gdy mnie potrzebowała...


~.~


Takie małe wyjaśnienie:
Ojciec Keith odszedł od jej matki po narodzinach Olivie zabierając ją ze sobą. Dziadków ze strony ojca dziewczyny nigdy nie poznały a rodzice ich matki zginęli jeszcze przed ich narodzinami. I matka i ojciec byli jedynakami więc nie miały żadnego wujka ani cioci.


Olivie Scott- starsza siostra Keith. Ma 20 lat. Mieszka w Londynie gdzie jest na trzecim roku studiów. Uwielbia muzykę i literaturę. Ma wielki talent wokalny jak i pisarski.

Imagin Niall


          Walentynki. Święto zakochanych. Wszędzie całujące lub przytulające się pary. Dzień, w którym pokazuje się uczucia do drugiej. Wręcza się różne wymyślne ,kolorowe karteczki, misie i kwiaty. Dzień przeznaczony dla naszych drugich połówek i dzień przeze mnie znienawidzony. Tak. Nie znoszę tego święta. Jak można pewnie zgadnąć jestem singielką. Zresztą to nieistotne. Nie potrzebny mi chłopak. Po co mi ktoś komu będzie na mnie zależeć, kto będzie mnie kochał wspierał... ugh co ja gadam. Chciałabym mieć kogoś takiego. Komu będę mogła zaufać. Chociaż w pewnym sensie mam. Mam 5 wspaniałych przyjaciół z których najlepiej dogaduję się z Niallem. Wysoki blondyn o nieziemsko błękitnych, cudownych tęczówkach. Czasami miałam wrażenie, że między nami jest coś więcej. W jego towarzystwie czuję się wyjątkowo tylko czy on czuje to samo. Niestety chyba nie.
          Powoli wracałam do domu. Przed chwilą skończyła pracę. Jestem znanym fotografem i często moja praca mnie wykańcza. Wiele osób uważa, że fotografia to łatwa i spokojna praca. Otóż, nawet nie wiedzą jak się mylą. Wiele sprzętu do ogarnięcia, tony zdjęć do obróbki. Jeśli trafi się ktoś spokojny to praca idzie trochę szybciej. Gorzej jeżeli trafisz np. na takich jak moi przyjaciele. One Direction. Moi najczęstsi klienci i najgorsi do pracy. Bardzo ich lubię ale w pracy ciągle się wydurniają. Z nimi 2 godz. pracy zamieniają się w 5. Akurat dzisiaj zajmowałam się fotografowaniem zespołu który przyjechał na kilka koncertów do Londynu. 5 Second of Summer. Kolejny zwariowany zespół jednak również bardzo utalentowany. Ale mniejsza o moją pracę i zespół. Gdy już weszłam do swojego salony była godzina 17:00. Od dziewięciu godzin jestem dziś na nogach. Zmęczona opadłam na kanapę. Nie długo było jednak mi dale poleżeć gdyż ktoś nieustannie dzwonił do drzwi. Niechętnie się podniosłam i poszłam otworzyć. Uchyliłam drewnianą powłokę i po chwili ukazała mi się roześmiana twarz mojego przyjaciela.

-Hello.
-Cześć. Co tu robisz?
-Tak, wpadłem.
-Chodź wejdź.- przesunęłam się na bok i po chwili blondyn stanął naprzeciw mnie.
-Coś się stało.
-Amm... n- nie- zawahał się i bez słowa przeszedł do salonu

         Nie powiem zdziwiło mnie jego zachowanie. Zostawiłam to jednak bez komentarza i poszłam za nim.

-Co tam u ciebie, co dzisiaj porabiałeś.
-Granie, jedzenie, śpiewanie, jedzenie i hmm... a jeszcze jedzenie- zaśmialiśmy się- a ty. Co ciekawego.
-Śniadanie, praca, lunch i praca.- uśmiechnął się

          Zaważyłam, że mimo wszystko cały czas był lekko spięty czymś zdenerwowany.

-Amm... Niall czy coś się stało?
-Nie, skąd ten pomysł.
-Jesteś zdenerwowany.
-Aaa... n- nie.
-Niall.- położyłam dłoń na jego
-OK. Masz rację jestem zdenerwowany.
-Ale czym. Proszę powiedz.

          Przez chwilę się nad czymś zastanawiał wpatrując się w moje oczy. Po chwili wstał i poszedł do przedpokoju. Po paru minutach wrócił i trzymał coś w ręku. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Usiadł znów koło mnie obserwując mnie uważnie.

-Wiesz, b- bo ja.- zachęciłam go spojrzeniem- to dla ciebie.

          Podał mi pudełeczko, które powoli otworzyłam. W środku był srebrny naszyjnik z małą koniczynką.


  
 -Wow. Jest piękny a- ale za co to.
-Dzisiaj są walentynki. Dzień zakochanych. A j- ja jestem zakochany w tobie. [T.I] podobasz mi się już od dawna. Kocham twój uśmiech, twoje oczy. To w jaki sposób coś mówisz, robisz. Nie boisz się ryzykować jesteś po prostu sobą.
-Niall j- ja...
-Proszę nic nie mów. Jeśli nie czujesz tego samego...

         Nie skończył gdyż przerwałam mu łącząc nasze usta. Czułam jak uśmiecha się przez pocałunek, który odwzajemnił z jeszcze większym entuzjazmem.

-Kocham cię.- powiedziałam gdy się oderwaliśmy. Twoje oczy to jak się śmiejesz i to z jakim uczuciem spełniasz swoje marzenia.
-Ty jesteś moim marzeniem...

Prawdziwa miłość zaczyna się tam,
gdzie niczego już w zamian nie oczekuje.
 


~.~

Wesołego "Dnia psychicznie chorych"- Słowa mojej przyjaciółki ;) No i oczywiście wesołych walentynek. Mam nadzieję, że spędzacie ten wieczór lepiej niż ja. xx