piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 11

          Od tego okropnego momentu minęły już trzy dni, a obraz zeschniętej, czerwonej plamy nadal widniał mi przed oczami. Dzisiaj jest pogrzeb. Ostatnie pożegnanie, ostatniej bliskiej mi osoby. Nadal to do mnie nie dociera. Znaleziony przeze mnie łańcuszek nieustannie wisi na mojej szyi. Przypomina mi o tym co straciłam, przypomina mi o mamie. 

          Przyszykowane ubranie leżało na łóżku w czasie gdy ja brałam szybki prysznic. Chciałam by choć trochę woda zmyła zmartwienia, smutek, problemy. Szkoda, że nie ma teraz przy mnie Nialla. Tylko czemu miałby być. Blondyn pewnie szykuje się do koncertu i nawet nie wie, że tu jestem. Według niego siedzę teraz w Londynie. Dzwonił kilka razy. Martwił się i dopytywał ale mu nie powiedziałam o co chodzi, wykręcałam się. Dlaczego? Nie wiem. Może nie chciałam go martwić i tak ma już swoje problemy po co mu jeszcze moje.
          Stałam przed budynkiem z obawą patrząc na drzwi kaplicy. Bałam się tam wejść. Zobaczyć ją bladą, zimną... martwą. Na samą tą myśl łzy gromadziły się pod powiekami. Zacisnęłam oczy. Nie płacz nie teraz, nie tu. 

-Nie martw się teraz jest szczęśliwa.- podskoczyłam ze strachu na dźwięk głosu mojej sąsiadki

          Pani Sinkler. Była dla mnie jak babcia której zresztą nigdy nie miałam. Można powiedzieć, że była również przyjaciółką mojej mamy.

-J- jak to "teraz". Wcześniej niebyła?- spojrzała na mnie smutno
-Później moje dziecko.- powiedziała i udała się w stronę wejścia do kaplicy

         Chwilę potem ja również ruszyłam w tamtą stronę. Po dwu godzinach ceremonia dobiegła końca a moją rodzicielkę pochowano. Pod koniec nie panowałam już nad łzami które skapywały po policzkach. Teraz musiałam iść na odczytanie testamentu. Zaprowadzono mnie do jakiegoś gabinetu w którym miałam poczekać na prawnika. Po paru minutach wszedł do środka i zajął miejsce za biurkiem.

-Witam. Pani jest pewnie Katherina Scott.
-Tak to ja. Umm... czy czekamy jeszcze na kogoś- spytałam ponieważ nie wiedziałam o nikim więcej
-Aa.. tak. Jeszcze powinna się tu zjawić panna Olivie Scott.
-Olivie Sco... ale kto to jest? Nic mi nie wiadomo o żadnej Olivie. 
-Panna Scott, jak wynika z zapisów jest drugą córką panny matki.

          Córką czyli, że mam siostrę. Dlaczego nigdy o niej nie słyszałam, nie widziałam jej. Całe życie mi mówiono, że jestem jedynaczką a teraz dowiaduję się, że mam siostrę. Jak to możliwe żeby...

-Dzień dobry.
-A witam, witam.Proszę usiąść.

           Miejsce obok mnie zajęła dość wysoka blondynka. Na oko miała z 19-20 lat. Była naprawdę ładna i w ogóle do mnie nie podobna. Nie wyglądamy jak spokrewnione.

-Umm, cześć ty pewnie jesteś Olivie. Moja siostra.
-Tak to ... czekaj co. Siostra?
-Tak też mnie to zdziwiło Jestem Keith.
-Miło cię poznać... siostrzyczko
-Dobrze skoro poznawanie się mamy z głowy to  może przejdziemy do konkretów.
-Tak oczywiście przepraszamy- odparłyśmy zawstydzone

          Gdy zaczęło się czytanie nagle cała szara rzeczywistość ponownie na mnie runęła. Okazało się, że mama zapisała nam obu dom w Polsce. Również nie małą sumę pieniędzy podzieliła równo między nas dwie.
Po pół godzinie obie wyszłyśmy na świeże powietrze. Zmęczone usiadłyśmy w parku.

-Jak to jest, że się wcześniej nie spotkałyśmy.
-Nie wiem. To znaczy, do osiemnastki mieszkałam z ojcem w Los Angeles, a dwa lata temu przeniosłam się do Londynu.
-Serio ja też tam  mieszkam. Przeprowadziłam się tam jakiś rok temu.
-Czym się zajmujesz? Tak na co dzień.
-Normalnie jestem tancerką ale czasami pomagam również w schronisku. A ty?
-Ja studiuję psychologię. Aktualnie jestem na trzecim roku.
-Wow. Kiedyś interesował mnie ten zawód ale stwierdziłam, że raczej się do tego nie nadaję.- zaśmiała się  tylko.

          Bardzo miło się z nią rozmawia. Jednak musiałyśmy się już rozstać. Olivie miała wieczorem samolot z powrotem do Londynu. Wymieniłyśmy się numerami i obiecałyśmy jeszcze kiedyś spotkać.


***Oczami Nialla***

           Nareszcie w domu. Okazało się, że w jakimś mieście odwołano koncerty z powodów technicznych więc mieliśmy jakiś tydzień wolnego. Ucieszyłem się na tą wieść. Wiedziałem, że znów będę mógł zobaczyć Keith. Poczuć jej dotyk, zapach... smak jej słodkich ust. Jednak gdy przyszedłem do niej nikt nie otworzył. Drzwi były zamknięte. Na szczęście ona zawsze chowała klucz pod wycieraczką. Uchyliłem powoli drzwi i ruszyłem wolnym krokiem do salonu. Pusto. Jednak na stole zauważyłem jakąś kartkę. Wziąłem ją do ręki i zacząłem czytać.
"Droga panno... bla bla o śmierci matki... bla bla pogrzeb... testament..."
O co tu chodzi? Jej matka nie żyje? Wtedy mnie olśniło. To by wyjaśniało jej zachowanie. Płacz, nieobecność tutaj. Była w Polsce i z tego co przeczytałem dzisiaj była ceremonia. Znów ją zawiodłem. Nie byłem  przy niej gdy mnie potrzebowała...


~.~


Takie małe wyjaśnienie:
Ojciec Keith odszedł od jej matki po narodzinach Olivie zabierając ją ze sobą. Dziadków ze strony ojca dziewczyny nigdy nie poznały a rodzice ich matki zginęli jeszcze przed ich narodzinami. I matka i ojciec byli jedynakami więc nie miały żadnego wujka ani cioci.


Olivie Scott- starsza siostra Keith. Ma 20 lat. Mieszka w Londynie gdzie jest na trzecim roku studiów. Uwielbia muzykę i literaturę. Ma wielki talent wokalny jak i pisarski.

3 komentarze:

  1. Ciekawie! Dobry rozdział i już chcę kolejny! ;)


    W końcu się pojawił! Zapraszam! :)
    http://all-our-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ! Czekam na kolejny rozdział ! ;)

    Natalie ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. hjkdvsbzfhjskzxjvcoedsbdecshkisdbkzhczuyhvjbasdjksjdb a ojciec gdzie? xd. Nie no dodaj już następny xd.

    OdpowiedzUsuń