poniedziałek, 23 grudnia 2013

NIESPODZIANKA!!!

Specjalny Imagin z Louisem na święta i jego urodziny. Życzę wam wesołych i magicznych świąt. Spełnienia marzeń i dużej choinki. Mam nadzieję, że dla wielu te święta będą niezapomniane.
Nie zapomnijcie złożyć też życzeń urodzinowych naszemu kochanemu Louisowi. Ja sama życzę mu by dalej spełniał marzenia i robił to co kocha. By dalej miał tak wspaniałych przyjaciół i dziewczynę, szczęścia w miłości.

A teraz zapraszam do czytania. Jest to mój pierwszy imagin ale liczę, że się spodoba.


                Święta. Czas radości, miłości. Mieć jeszcze w taki dzień urodziny, można by pomyśleć, że nic lepszego być nie może. Podwójny powód do szczęścia. Niestety nie dla mnie. Możecie mnie uznać za wariata, jednak jeśli ktoś spędzał taki czas w samotności doskonale mnie zrozumie.
                 Powinienem jednak zacząć od początku. Nazywam się Louis Tomlinson i mieszkam w Londynie razem ze swoimi czterema przyjaciółmi. Razem tworzymy sławny boys band o nazwie One Direction. Mamy wiele fanów, których bardzo kochamy i którzy bez względu na wszystko zawsze nas wspierają. Wracając jednak do świąt. W ten dzień kończę 22 lata. Pomimo mojego wieku czasem zachowuję się jakbym miał połowę tych lat. Moi przyjaciele postanowili skorzystać z przerwy między koncertami i odwiedzić swoją rodzinę. Ja również miałem podobne plany niestety uniemożliwił mi je obficie padający śnieg.  Niemożliwe było wydostanie auta i dojechanie gdziekolwiek. Pomyśleć, że mógłbym teraz spędzać czas w gronie rodzinnym i dzielić się prezentami, a tym czasem chodzę po zaśnieżonych uliczkach Londynu korzystając z chwilowego rozpogodzenia. Dokładnie nie wiedziałem jaki jest cel mojej podróży, jednak nie rozmyślając tak nad tym szedłem gdzie mnie nogi poniosą. A dokładniej, poniosły mnie do parku. Mimo zimnego powietrza i mrozu szczypiącego w nos, lubiłem oglądać zimowe krajobrazy. Drzewa i trawa delikatnie obsypane białym puchem. Piętrzące się zaspy i rozradowane maluchy urządzające wojnę na śnieżki i lepiące bałwany. Tym razem jednak było tu cicho i spokojnie. Gałęzie zmarzniętych drzew okalały, migające na różne kolory, lampki. Byłem tam sam... a może jednak nie. Przede mną szła pewna dziewczyna. Miała długie brązowe włosy przykryte puchową czapką, a zaróżowione policzki zakrywał niebieski szalik. Spojrzałem na nią w tym samym czasie co ona na mnie. Uśmiechnąłem się delikatnie co od razu odwzajemniła. Patrząc na mnie nie zauważyła zamarzniętej kałuży, przez którą po chwili leżała na zimnym, twardym gruncie. Zacząłem się śmiać i podbiegłem do niej. Ciągle chichocząc podałem jej rękę. Chwytając ją spiorunowała mnie wzrokiem jednak po chwili stojąc już na nogach również zaczęła się śmiać. 
-Wszystko w porządku? - spytałem gdy się opanowaliśmy
-Tak, jest OK. Jestem Ros. - wyciągnęła rękę
-Louis - uścisnąłem ją z uśmiechem - Co ty na to byśmy poszli na kawę?
-Ale jest Wigilia, wszystko pozamykane.
-Możemy pójść do mnie jeśli ci to nie przeszkadza. - widać było że jest niepewna, ale w końcu kiwnęła głową i razem ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Gdy znaleźliśmy się już w ciepłym pomieszczeniu Ros usiadła w salonie, w trakcie gdy ja poszedłem przygotować kawę. Po paru minutach usiadłem koło niej podając jej gorący napój. Siedzieliśmy w ciszy go popijając. Coś jednak cały czas nie dawało mi spokoju.
-Ros, mogę o coś spytać?
-Jasne.
-Dlaczego nie spędzasz świąt z rodziną? - momentalnie posmutniała
-Wiesz tak się jakoś złożyło... moi rodzice zginęli kilka lat temu i został mi tylko mój starszy brat. Jednak on ma swoją rodzinę i mieszka za granicą. - na jej policzkach pojawiły się łzy
Przysunąłem się do niej i mocno  przytuliłem.
-Przepraszam, nie chciałem.
-Spokojnie nie wiedziałeś. Przepraszam cię na chwilę ale muszę do łazienki. - wstała i skierowała się do drzwi.
W nich się jednak zatrzymała i spojrzała na mnie. Zaśmiałem się.
-Na górę, pierwsze drzwi po lewo.
-Dziękuję.
Przez parę minut siedziałem sam. W końcu jednak weszła do salonu przypadkowo strącając ze stolika kartkę. Podniosła ją i spojrzała na okładkę.
-Masz dzisiaj urodziny - spytała podając mi, jak się okazało, jedną z moich kartek urodzinowych.
-Tak, ale to nie ważne. - spuściłem wzrok
-Jak to nie ważne - usiadła koło mnie, chwytając moją dłoń - Każde urodziny są ważne. Poczekaj chwilę - pogrzebała chwilę w kieszeniach. 
W końcu wyciągnęła niewielki breloczek z napisem "Be happy". Podała mi go. 
-Wszystkiego najlepszego. Wiem, że to nic wyjątkowego ale on zawsze przynosił mi szczęście. 
-Dziękuję. Jest wspaniały. Ros?
-Tak?
-Wierzysz w magię świąt? - zdziwiła się lekko ale kiwnęła głową.
Wtedy zbliżyłem się do niej i złożyłem na jej ustach delikatny ale czuły pocałunek, który po chwili odwzajemniła.
-Ros, wiem, że to może głupio zabrzmieć ale spodobałaś mi się od początku. Może i nie znamy się za długo jednak myślę, że się w tobie zakochałem. Proszę... czy zostaniesz moją dziewczyną?
-Tak - uśmiechnęła się przytulając mnie mocno
-Breloczek chyba właśnie przyniósł mi szczęście z małą pomocą magii świąt - zaśmialiśmy się i do końca wieczora razem rozmawialiśmy co chwila obdarowując się całusami.
                    Kto by pomyślał, że najgorsze święta przerodzą się w najbardziej niezapomniany i najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Dzień, w którym w końcu poznałem prawdziwą miłość.

" Nigdy nie uwierzyłabym, że ty też mnie pokochasz. I wiesz co? Dziękuję ci za to, że zmieniłeś moje życie"



Jeszcze raz: Kocham Was ~~Torri :* 

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 4

-Spokojnie, co się stało...

***Oczami Keith***
   
          Skończyłam moje przygotowania do spotkania z Niallem. Miałam już schodzić na dół, ale przeszkodził mi dzwoniący telefon.

***Rozmowa***  

-Halo?
-Dzień dobry czy rozmawiam z panną Keith Scott?
-Tak, czy coś się stało?
-Owszem. Z tej strony Jack Davis lekarz dyżurny. Nie dawno przywieziono do nas pani współlokatorkę Mirandę Reni. Miała poważny wypadek samochodowy. W tej chwili leży w śpiączce i czeka na operację. Jeśli mogłaby pani, proszę przyjechać jutro rano.
-D- dobrze-zająknęłam się.

***Koniec rozmowy***
   
          Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Bałam się o nią. Usiadłam przy łóżku i zaczęłam płakać. Miałam nadzieję, że to jednak nic poważnego. Miranda była moją najlepszą przyjaciółką a jednocześnie była dla mnie jak starsza siostra. Była jedyną osobą, która zawsze była przy mnie, wspierała i pocieszała. 
Nie wiem ile tak siedziałam, straciłam poczucie czasu. Gdy tak siedziałam poczułam, że ktoś znajduje się koło mnie. Przestraszona spojrzałam na tajemniczego gościa, uspokoiły mnie jego delikatne, błękitne tęczówki.  Wtuliłam się w chłopaka. Nie odepchnął mnie tylko czekał aż się uspokoję. 

-Przepraszam.

          Było mi trochę głupio, że widzi mnie w takim stanie. A poza tym, przeze mnie nasze plany się zawaliły. 

-Spokojnie, co się stało?

         Opowiedziałam mu wszystko od początku do końca, a on uważnie słuchał nie przerywając mi. 
Jak to jest, że to on zawsze mnie pociesza? Po skończeniu mojej opowieści po policzkach znów ciekły mi łzy. Niall przytulił mnie mocno do siebie i pocałował delikatnie w czoło.

-Nie martw się, wszystko będzie OK.
-Dziękuje i jeszcze raz przepraszam. 
-Za co?
-Mieliśmy wyjść gdzieś razem, a teraz z mojego powodu rujnuję ci wieczór. 

          Spuściłam wzrok, a on skierował go z powrotem  na siebie.

-To przecież nie twoja wina. Ja pewnie też bym się strasznie martwił.- uśmiechnął się- i będziemy mieli jeszcze wiele okazji by razem wyjść, jeśli tylko się zgodzisz.
-Z wielką chęcią.- również się uśmiechnęłam- mam pomysł . Możemy razem coś ugotować, co tyna to?
-Czemu nie, a ja nawet wiem co.
-OK, ale ja muszę jeszcze do łazienki.

          Wyszedł z mojego pokoju, a ja skierowałam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i aż się przeraziłam. Wyglądałam okropnie. Włosy rozczochrane, rozmyty makijaż, zaczerwienione oczy. Trochę zajęło mi doprowadzenie się do porządku, ale w końcu zeszłam na dół, gdzie w kuchni Niall miał już przygotowane produkty do...

-Zrobimy spaghetti.

          Wyszczerzył te swoje białe ząbki w uśmiechu. Odwzajemniłam go ale z trochę mniejszym entuzjazmem. 

-Nie martw się, jutro z samego rana do niej pojedziemy.

           Przytulił mnie.

-Dziękuje, ale teraz może zróbmy już to spaghetti.

          Zaśmiałam się słysząc burczenie w brzuchu blondyna. On lekko speszony razem ze mną zaczął przygotowywać danie. Nie obeszło się oczywiście bez śmiechów, żartów i wojny na makaron. Przez to musieliśmy go gotować od nowa trzy razy. W końcu po dłuugich przygotowaniach, usiedliśmy z parującym posiłkiem na talerzach, w salonie. Włączyliśmy pierwszy lepszy serial w telewizji i zajadając pyszne spaghetti komentowaliśmy każdą następną scenę. Było już późno, kiedy z głową na kolanach chłopaka, zasnęłam.

***Rano***

          Obudziłam się w tej samej pozycji co usnęłam co znaczy, że Niall przez całą noc spał na siedząco. Podniosłam się i zaczęłam go budzić. Trochę zajęło mi wyrwanie go ze snu, ale w końcu otworzył oczy.

-Czemu mnie nie obudziłeś. Przeze mnie było ci pewnie niewygodnie. 
-Tak słodko spałaś, był mi szkoda cię budzić.
-Ale teraz mi głupio. To może w nagrodę zrobię ci chociaż śniadanie?
-Z chęcią.

          Powoli  poszłam do kuchni zostawiając Horana na kanapie. Po paru minutach wróciłam z talerzem pełnym ciepłych gofrów z bitą śmietaną i czekoladą. Położyłam je na stole przed blondynek, któremu na ten widok aż zaświeciły się oczy. Można powiedzieć że wręcz rzucił się na jedzenie. Cudem udało  mi się trochę zdobyć. Po zjedzeniu oboje oparliśmy się o kanapę, a ja położyłam głowę na ramieniu blondyna.
-Niall, nie chcę pytać o to z rana, ale mógłbyś mnie później zawieść do Mirandy?
-Jest pewien problem. Zawieść może nas Harry. Ale mogę iść z tobą jeśli ci nie przeszkadza.
-Pewnie że nie, ale czemu nie możesz jeździć?
-No bo ... tak jakby, miałem kilka niezapłaconych mandatów- zaśmiałam się- Ale to nie moja wina, Louis zabierał pocztę i zapomniał mi je dać. Przez to mam chwilowo zawieszone prawko. 
-Uuuu, niegrzeczny Horan, haha- rzuciłam w niego poduszką.
-Ej, za co to- powiedział i próbował udać obrażonego co oczywiście  mu nie wychodziło.
-A tak sobie- rzuciłam jeszcze raz i uciekłam na górę.

          Wpadłam do pokoju, a chwilę po mnie blondyn. 

-To nie fair, nie wolno uciekać
-Jakbym nie uciekła to byś mi oddał.

         Odwróciłam się i dostałam poduszką prosto w twarz. 

-Ej!- tym razem to ja udałam obrażoną.                                                                            

          Usiadłam na podłodze tyłem do zdezorientowanego blondyna. Podszedł do mnie i przytulił.

-No nie gniewaj się.- nadal nic nie  mówiłam- ej w końcu to ty zaczęłaś. Nie to nie, użyjemy innych sposobów- w tej chwili zaczął mnie łaskotać.
-Niall proszę przestań- krzyczałam nie mogąc już ze śmiechu.

          Dał mi spokój dopiero gdy zadzwonił jego telefon. Odebrał go a ja próbowałam unormować oddech. W czasie rozmowy wyszedł z pokoju by wrócić po kilku minutach.

-Hej to był Harry. Mówił, że mamy jutro jakiś wywiad. O i zgodził się nas zawieść.
-Super, dziękuje. To ja się idę ubrać.
-Dobrze to ja poczekam na dole- uśmiechnął się i poszedł na dół.

          Ja podeszłam do szafy by wybrać coś wygodnego. Wzięłam ubrania i szybko przygotowałam się w łazience.
Zeszłam na dół gdzie czekał już na mnie blondyn a obok niego Harry.

-Cześć- podeszłam i przywitałam się z nim buziakiem w policzek- dziękuje, że mnie zawozisz.
-Nie ma sprawy to co idziemy ?- kiwnęłam głową i całą trójką wyszliśmy z domu.

            Po kilku minutach razem wchodziliśmy do sali, w której leżała moja, na szczęście już przytomna, przyjaciółka. Była jeszcze słaba, ale ucieszyła się na nasz widok. Przedstawiłam ją chłopakom i chwile pogadałam. W końcu postanowiłam pójść porozmawiać z lekarzem. Przeprosiłam ją na chwilę i zostawiłam z Niallem i Harrym. Nie musiałam go długo szukać  ponieważ siedział w swoim gabinecie.
-Dzień dobry. Przyszłam w sprawie Mirandy.
Dzień dobry. Oczywiście proszę usiąść- wskazał na krzesło- no więc panna Reni jest jeszcze osłabiona ale nic poważniejszego się nie stało. Jednak będę musiał ją zostawić na obserwacji. Będzie mogła wyjść najwcześniej za 3 dni.
-Dobrze, dziękuję.
-O, i prosiłbym abyście dali  już pacjentce odpocząć jednak zapraszam jutro.- kiwnęłam głową i wyszłam.

          Przed drzwiami zastałam czekającego blondyna.

-Hej co tu robisz, myślałam że siedzisz z nimi.
-No więc tak się zajęli sobą, że nie zwracali na mnie uwagi. Nawet nie zauważyli że wyszedłem .- zaśmiałam się i razem z chłopakiem poszliśmy się pożegnać z Mirandą.

          W końcu jakoś udało nam  się zwrócić ich uwagę i pojechaliśmy. Harry i Miranda naprawdę się ze sobą dogadują. 

******************************************************************************
JEST!!! Jeszcze raz przepraszam za długą nieobecność. Jeszcze raz proszę o komentarze. Ostatnio sprawdzałam i miałam źle ustawione ale mam nadzieję że jest ok i zostawicie po sobie ślad. Może jakieś rady, uwagi pliss.

Pogrubiona czcionka = bezpośrednie myśli bohatera
Pozdrawiam~~Torri :*



piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział !!

Przepraszam za dłuugą nieobecność prostu miałam dużo na głowie i nieipoałam pomysłów. Jednak wszysko już ok i postaram się dodać rozdział najpóźniej w tą niedzielę. I mam jeszvze niespodziankę na święta ale to dopiero 24. ~~Torri :-*